Naturalnie w firmie wszyscy mówią do siebie "na ty", nieważne szef nie szef. M był szefem. Na co dzień siedział w warszawie, tylko czasem odwiedzał podległe mu oddziały.
" Ooo a co Ty tak często w Krakowie ostatnio robisz? Jakieś kontrole u nas przeprowadzasz, mamy się obawiać? " Sarkazm w głosie mojego kierownika i porozumiewawcze spojrzenie na mnie, wyraźnie poirytowało stojącego w drzwiach M. " No chyba mamy nowego pracownika do przeszkolenia" -odparł. "Ach no tak oczywiście… Ale to ja przecież tu jestem mogę GO przeszkolić" zawtórował kierownik chichocząc. Pracownik oczywiście czuł się przy tej dyskusji bardzo komfortowo no ale czegóż wymagać od środowiska "maszyn budowlanych"... No, może przesadzam, pewnie wymagać można różnych rzeczy.. ale z pewnością wrażliwość na kobiecą delikatność oraz ogłada do nich należeć nie powinna.
"A właśnie, Tula jedziesz na szkolenie do Warszawy po świętach" -rzucił krótko M w moją stronę nie mogąc ukryć lekkiego uśmieszku i błysku w oku. Opinia o M była taka, że lubił ładne kobiety i dobre samochody. Tyle wiedziałam na początek. Z czasem zobaczyłam, że medal ma dwie strony. Z jednej jest uwielbienie do robiącego wrażenie, szarmanckiego, z klasą, dobrze zachowanego gościa po 40stce , z drugiej ściszające się głosy kiedy wchodzę do pokoju a rozmowa jest o nim, pogłoski o wyrzuceniu nie potrzebnych już osób z firmy, a no i jeszcze to ...Podczas firmowej wigilii jeden z serwisantów na lekkiej bani podszedł do mnie i powiedział "Ty sobie nie myśl, że tu wszyscy tacy mili, uważaj na każdego jak chcesz przeżyć. Na tego swojego szefunia najbardziej... ale w sumie to na wszystkich, huje i tyle, tylko czekają żeby Cię na jakąś minę wpakować i będziesz płacić i płakać..." i sobie poszedł. Poczułam się jak w Monty Pythonie. Serwisant miał głos trochę w stylu Toma Waitsa, albo portowego pijaczyny, pracował 17 lat w firmie i znany był ze swej gburowatości. Mimo tego poczułam, że ręce pocą mi się ze strachu, (oczywiście powodem mogła być również zbyt duża mieszanka leków na wszystko, ale głównym motorem tego zjawiska mimo wszystko mógł by strach). Była 12 w nocy, rozejrzałam się dookoła, pozostali przy stole sami serwisanci i handlowcy, jakieś 10 chłopa w wieku 45+, ostatnia dziewczyna właśnie zwijała się do domu. Gruboskórny chichot i żarty na poziomie średniowiecznej speluny nagle głośniej zaczynały rozbrzmiewać w moich uszach. Wstałam od stołu i zamówiłam taksówkę do domu. W drodze początkowo rozważałam zasłyszane informacje, żeby dojść do konkluzji, że to zwykły pijak, który pewnie nie może znieść czyjegoś sukcesu, że jak będę miała oczy otwarte szeroko to nic mi nie grozi, no i że może na innych powinnam uważać, ale w M mam przecież naturalnego sprzymierzeńca…Jako, że stało się już regułą że z M wysyłaliśmy sobie masę smsów i dzwoniliśmy po kilka razy dziennie, również tego wieczora wysłałam mu :„ Dziwni są Ci ludzie tutaj, szkoda że już wyjeżdżasz, chyba tylko od Ciebie mogę się nauczyć czegoś pożytecznego i potrzebnego w tej pracy..” Telefon zadzwonił od razu mimo późnej pory „ Mam nadzieje, że sobie ze mnie nie żartujesz? Bardzo miło słyszeć, że i Ty dobrze się przy mnie czujesz. Musze Ci powiedzieć, że dawno tak nie odpoczywałem przy zwykłej rozmowie, Często wręcz czuję jakiś żal jak musimy się rozłączyć…”Och, oczywiście nie byliśmy dziećmi, wiedzieliśmy, że te proste sformułowania są celowe i prowadza do wiadomego. Ale ja przynajmniej, bardzo lubiłam wierzyć, że nie prowadzą, że ważne jest tu i teraz, a to co warte odnotowania to przyjemne podekscytowanie, poczucie że po 2 latach katorgi psychicznej nagle jest ktoś z kim można tak po prostu miło bez problemów spędzić czas. M był współczujący, wysłuchiwał chętnie moich historii ze złamanym sercem w roli głównej, sam jeszcze chętniej i z właściwym sobie dramatyzmem opowiadał o właśnie zakończonym, równie burzliwym związku…Byliśmy jak dwoje dobrych kumpli, jakbyśmy się znali naprawdę długo, jakbyśmy się rozumieli.. Bawiliśmy się, śmialiśmy i płakaliśmy, upijaliśmy się do nieprzytomności spędzając całe noce w krakowskich klubach, mieliśmy ten szczególny rodzaj więzi. A przecież to jest silniejsze niż chemia jaką od początku czuliśmy...
Będzie to opowieść o chwilach ulotnych, trudach samotnego macierzyństwa, przyjaźniach, frustracjach, miłościach, negatywnych emocjach, marzeniach, codziennych refleksjach , podróżach i wszystkim co warte opowiedzenia. Będzie czasem wesoło i niepoważnie a czasem smutno i nostalgicznie. Indżoj :)
sobota, 15 grudnia 2012
czwartek, 13 grudnia 2012
Dziś nie podoba mi się..
Jak tu nie być
przesądnym, no pytam się no jak!!?? Od samego początku wiedziałam!! Jeszcze
zanim zerknęłam na kalendarz, jeszcze zanim bezwiednie podniosłam
przemęczony łeb z nad porannej poduszki,
wiedziałam, że dzień jest pechowy! Wiedziałam, czułam, że pójdzie coś nie tak.
No i jakże. Zaczęło się od tego, że po podniesieniu rolet oczom mym ukazało się
niezmierzone pole białego paskudztwa. Tego przez co każde buty robią się
przemakalne, tego co to zaraz zamieni się w błoto i tego co zwiastuje
temperaturę zachęcającą do szybkiego
powrotu do ciepłego łóżka. Wszędzie pełno śniegu, na termometrze minus 10!!!
Ale nic to! Stłamsiłam ukucie w sercu, spowodowane faktem, że do wiosny tak
daleko i wzięłam się w garść. Za chwilę miało zepsuć mi już zepsuty humor
50-siąte przypomnienie z banku, w którym mam hipotekę, że mam zapłacić opłatę
którą opłaciłam 3 lata temu. Z racji, że
mam wszystkie potwierdzenia wpłat i pilnuję ich jak oka w głowie, pomyślałam to
na pewno znowu coś pomylili na pewno w końcu mój pan z Open F. to załatwi i
ostatecznie będzie git. Absurdalność tej sytuacji sprawiła że mimo wszystko,
mimo monitów i ponagleń uznałam, że nie mogę się tym aż tak przejmować. Zapomniałam
jednak, że przecież żyję w kraju absurdu, że tutaj dopełnienie wszelkich starań
by żyć dobrze i godnie, by spłacać, by wypełniać i dostarczać na czas, w wielu
przypadkach nie ma znaczenia. Tak więc jadę sobie spokojnie komunikacją miejską
i dostaje telefon z windykacji banku getin. Pani z którą rozmawiam już pewnie z
10 ty raz i która dostała potwierdzenia zapłaty, pyta czy to ja, ja mówię, że
tak. „ proszę podać swoją datę urodzenia i hasło abonenckie celem weryfikacji”
po pierwsze to ona do mnie dzwoni co to jest że ja mam jej coś podawać ale ok. ”Nie
podam pani ponieważ nie mogę teraz rozmawiać gdyż jadę autobusem” odparłam „
Acha widzę , że odmawia Pani współpracy z bankiem jest Pani nieosiągalna,
uchyla się Pani od płatności w takim razie wszczynam postępowanie samodzielnie
bez informowania Pani, ponieważ nie chce pani rozmawiać jak pani powiedziała” w
miedzy czasie ja próbuję tłumaczyć „nie po
prostu jadę wśród obcych ludzi i nie będe Pani podawać żadnych danych,
może Pani zadzwonić później” oczywiście pani ani na chwilę nie przerywa
monologu i zakańcza „rozmowa jest nagrywana mamy dowód że niema możliwości na
uzyskanie od Pani wpłaty i wszczynamy postępowanie egzekucyjne.” Tu następuje rzucenie
przez nią słuchawki bez cienia do widzenia Kiedy tylko wysiadłam z autobusu
popłakałam się. Robie wszystko żeby dopilnować płatności, właśnie dwa tygodnie
temu nie przedłużono mi umowy w pracy, boje się że ledwo uda mi się związać koniec
z końcem, na domiar złego i mała i ja
byłyśmy przez ostatnie 2 tygodnie chore co skutecznie uniemożliwiło mi szukanie
pracy no i w dodatku idą święta a u nas znowu niebędzie normalnej choinki,
iskrzących się lampek na płotku i drzewkach, ani fajnych prezentów ani świętego
spokoju. Stojąc tak za przystankiem i ocierając zbyt intensywnie i nagle
płynące łzy bezradności, w myślach przetwarzałam
dodatkowe powody dla których warto a nawet, ba, trzeba być smutnym. Moje dziecko
ma już trzy lata a nadal jesteśmy same!! Same ze wszystkim począwszy od
wstawania w nocy bo brzusio boli, po wybieranie sanek i skończywszy na szarpaniu się z panią z
windykacji. Same przy oglądaniu bajek i puszczaniu samochodów, same przy
codziennych zakupach i problemach. Same przy pytaniu " Lita(Rita) taty niema?" Jakoś nagle bardzo poczułam się taka sama.
Tak bardzo obciążona nadmiarem rzeczy które trzeba, fizycznie czułam ich ciężar
na plecach. Pamiętam jak trzy lata temu wydawało mi się że jeżeli w przeciągu roku
nie znajdę/ nie przytrafi się ktoś do pokochania, ktoś gotowy pokochać nas , to
będzie trzeba się martwić. A tutaj stoję w tym pieprzonym śniegu, zaryczana,
spłacająca sama kredyt hipoteczny, bez pracy, chora, bez rodziny i z
przyjaciółmi oddalonymi o najmniej paręset kilometrów. Mam poczucie, że dałam ciała
na całej linii, że już nie będzie dobrze, że odbiorą mi mieszkanie, że nie będziemy
miały gdzie mieszkać, że już nigdy nie znajdę dobrej pracy, a depresja wróci
jak bumerang i zaleje nas swoją nieprzeniknioną czernią. Zastanawiam się czy te
dziunie z windykacji choć raz pomyślą jak ich chory, niewspółmierny
telefon działa na ludzi.
Po chwili byłam
wściekła. Jakim prawem ktoś może tak zastraszać drugiego człowieka, jakim prawem ktoś tak bardzo narusza moją
integralność w 30 sekundowej rozmowie? Czemu czuję się jak niesforny uczniak zamknięty
w ciemnej piwnicy na 3 zdrowaśki? Nie chce tu być, nie chce mieć kredytu , nie chce
być sama. I dotarło do mnie, że w sumie to coś wiem…Złożyłam skargę do KNF i
banku, złożyłam reklamacje i dalej żyję w przeświadczeniu że przecież nie każą
mi płacić czegoś co już zapłaciłam. Ale wiem że tak czy siak wyjeżdżam,
sprzedaję mieszkanie i wyjeżdżam. Nie chcę żyć w takim kraju. W kraju gdzie prawo
jest egzekwowane kiedy jesteś bogaty, duży i silny ( a i to nie zawsze). Powodów
dla których Polska ulewa mi się już z pysia jest wiele. Może następnym razem je
opiszę …
niedziela, 9 grudnia 2012
Let's try from the beginning
Nie jestem pewna czy przypadkiem zasadą pisania bloga nie jest
pisanie o rzeczach które zdarzyły się danego dnia, na bieżąco
etc. Dziś jednak nie chce pisać o tym co zdarzyło się dziś. Dlatego
aby zrobić co chce a zasady jednakowoż nie złamać zacznę tak: Poranek
przyniósł ze sobą promienie długo wyczekiwanego słońca, takie
same jak te które zawitały do mojego pokoju dokładnie cztery lata
temu. :) Te kilka dni, przechodzące zbyt płynnie w tygodnie miały na zawsze
bezpowrotnie i całkowicie odmienić mój los. Po zbyt długim i okropnie
wyczerpującym związku z patologicznym kłamcą, zdrajcą i jak się w
konsekwencji okazało psychopatą, byłam kompletnie pozbawiona
samoświadomości, poczucia własnej wartości i chyba trochę na chwile
rozumu. Całkowite rozchwianie emocjonalne doprowadziło do konieczności
zażywania leków na sen, na obudzenie z tegoż snu, na dobre samopoczucie i na
wyciszenie tego dobrego samopoczucia. W takim też
ogólnym rozpieprzeniu udałam się na pierwszą od miesięcy sensowną
rozmowę o pracę. W desperackim jej poszukiwaniu, jako świeży absolwent mało
znaczącego kierunku studiów, trafiłam do firmy R. Był grudniowy poranek,
ja- dopasowana biznesowa sukienka i żakiet, szpilki, kręcone rozpuszczone
włosy, idealny makijaż. Co tu dużo mówić byłam młoda, ładna, zgrabna, sexi i z
klasą. Cóż dziś nie wiele z tego zostało;). Ale wracając do tematu.
Przed rozmową
wymiotowałam dwa razy, czułam że jeżeli nie dostanę tej pracy to koniec, nie
będę miała za co żyć, nie będę miała możliwości udowodnić sobie albo raczej
przypomnieć że jeszcze do czegoś się nadaje.
Dziś postąpiłabym inaczej. Dziś nie poszłabym na tę rozmowę. Dziś
pojechałabym do Sudanu. Ale o tym innym razem.
Głęboki wdech
uśmiech na twarz, i wchodzę...Oczywiście wypadłam jak to ja zbyt dobrze. Na
tyle dobrze, że oczekiwania zawsze są zbyt wysokie, że późniejsze bycie
normalnym i przeciętnym jest zawodem dla drugiej strony. M. na rozmowie nie
mógł ode mnie odwrócić wzroku, dwaj pozostali "rekruterzy" w zasadzie
nie mieli znaczenia, on prowadził ja odbijałam. Przyjemny meczyk z iskrami przy
odbiciu każdej piłeczki. Tego samego dnia telefon od M. "Chciałem
przedstawić Pani wiadomość, iż podjęliśmy wspólnie decyzje
o zatrudnieniu Pani, dlatego spotkajmy się najlepiej jeszcze dziś na kawie, w
celu omówienia niezbędnych szczegółów. Pewnie się Pani zastanawia czemu na
kawie gdzieś w restauracji a nie w biurze, zatrzymałem się w hotelu w centrum i
nie chcę już wracać na drugi koniec miasta do biura." Rozmowa była
całkowicie nudna, jedyne o czym mogłam myśleć to to, że wreszcie mam pracę, a
ten wymienia mi skład zarządu opisując każdą osobę po kolei, opisuje
produkty... Ciekawi mnie czy naprawdę myślał, że od razu to zapamiętam,
może że zacznę notować. Uznałam to za mało znaczące "pitu
pitu" dla podkładki, że rozmowa ma charakter służbowy. Rzeczywiście miała,
poza kilkoma acz znaczącymi elementami. "Bardzo miło się przebywa w Pani
towarzystwie", nagłe rzucenie, że wybiera się na wieczór kawalerski
"oczywiście nie mój", że nie lubi takiego zgiełku że woli siedzieć w
domu z ukochaną osobą ( chyba mimo wszystko musiałam wyglądać na
naiwną podlotkę skoro pozwalał sobie na takie nieprofesjonalne teksty z nowo
zatrudnioną osobą). Oboje zdawaliśmy sprawę ze swojego uroku, oboje weszliśmy w
początkowo bardzo przyjemną ale niebezpieczną grę z samym sobą...
czwartek, 6 grudnia 2012
Dzień dobry :)
Dziś się tylko przywitam. Wpadłam na pomysł pisania bloga w tej chwili. Nie wiem jak mi to wyjdzie, czy mi to wyjdzie. Potrzebuję przestrzeni dla siebie. Nie wyklucza, to oczywiście, iż będzie to również przestrzeń dla kogoś innego. Chcę tylko aby każdy w niej czuł się dobrze. Nie bójmy się tego powiedzieć przede wszystkim ja. :)Tak więc czasem będzie niecenzuralnie, czasem świętoszkowato, czasem nie na miejscu a czasem nie tak, czasem zbyt emocjonalnie a czasem zbyt flegmatycznie. I właśnie tak chcę aby było. Komu się podoba niech czyta korzysta , identyfikuje się lub nie. Komu się nie podoba niech nie czyta. Polska kraj, wolny kraj. :) Cały czas dopracowuję grafikę więc na razie to wersja robocza :)miłych snów ( choć jeszcze przecież nikt tego nie czyta, więc w zasadzie to do mnie :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)