Będzie to opowieść o chwilach ulotnych, trudach samotnego macierzyństwa, przyjaźniach, frustracjach, miłościach, negatywnych emocjach, marzeniach, codziennych refleksjach , podróżach i wszystkim co warte opowiedzenia. Będzie czasem wesoło i niepoważnie a czasem smutno i nostalgicznie. Indżoj :)

wtorek, 9 kwietnia 2013

Let's try from the beginning-part 4


"-No wiem i do tego taka trochę przyklapnięta,  nie postarałem się, ale to dlatego, że dałem się  ponieść chwili i potrzebie serca- powiedział M. skrywając skrzętnie swoje zaskoczenie moją reakcją. -Poza tym frezji nie mieli -dodał, subtelnie zaznaczając z uśmiechem, iż pamięta co lubię. Niby nic, taki zwykły, wydawało by się nieudany gest, a jednak można go przekuć w sukces. Można sprawić, że nielubiana przeze mnie róża, w dodatku rzeczywiście wyglądająca na wczorajszą, stanie się klamrą udanego wieczoru. M. zamówił taksówkę odwiózł mnie do moich przyjaciół, a sam wrócił do hotelu, pożegnaliśmy się przydługim pocałunkiem policzek w policzek. Na drugi dzień ta sama róża, którą miałam zamiar niewzruszenie wyrzucić do kosza, okazała się przepięknie rozkwitnąć. Powiecie, co za banał! Istotnie. Jednak takie drobne znaki dla spragnionego bliskości serca, są niczym krople drążące skałę. Odganiałam je za każdym razem spiesznie, niczym muchy ale jednak jakaś ich część sukcesywnie się do mnie przedzierała, tworząc zlepek niezapomnianych kawałków układanki. Dla postronnego obserwatora mogliśmy się wydawać dość osobliwą parą. On adorujący, ale co jakiś czas wskakujący w rolę niewzruszonego, patrzący na nią z podziwem i wiecznym szelmowskim uśmiechem, Ona uważnie konstatująca jego przechwałki, trzymająca się na wodzy. Oboje przyciągani sobą i jednocześnie ceniący przestrzeń jaka pozostała miedzy nimi.Udający przed sobą dystans którego już dawno zdawało się nie być...
Moi przyjaciele widząc jak się miotam stwierdzili " tylko się nie zakochaj i głupot nierób". W głowie jednak już były same głupoty, choć jeszcze nie do końca uświadomione. Na szczęście z zakochaniem tak szybko nie poszło...
W między czasie okazało się że mój współpracownik, zazdrosny o względy szefa, pod moją nieobecność poprzestawiał umówione transporty maszyn, tworząc dość spore zamieszanie i próbując zwalić winę na mnie. Miał wielką nadzieję, że będzie w stanie się wyślizgać z odpowiedzialności, a przecież wiadomo nowy pracownik jeszcze nie wie co i jak więc najłatwiej jego obciążyć. Ponieważ bardzo nie lubię jak się próbuje ze mnie zrobić kozła ofiarnego i manipuluje za moimi plecami, odebrałam to jako rzucenie rękawicy. Sławek nie był jednak na bieżąco jeśli chodzi o nić porozumienia jaka się między mną a Szefem wytworzyła. Oczywiście wiedział, że mu się podobam, widział spojrzenia, ale ponieważ on sam zaczął luźno rozmawiać z M. po roku znajomości pewnie myślał, że u mnie będzie podobnie. Więc kiedy Szef zapytał jak to jest z tą sytuacją, ja wszystko wyjaśniłam zgodnie z prawdą lekko doprawiając słowami 
-Wydaje mi się że Sławek mnie nielubi, czy on ma jakieś powiązania z firmą transportową? Mówił, że nie da się na tym zaoszczędzić, a od kiedy ja się tym zajmuję udało się być 2 tysiące do przodu.-powiedziałam z naiwna, niby zatroskaną minką. No cóż jeżeli trzeba każda delikatna kobieta potrafi w równie delikatny sposób zmienić się w żmiję. Fruwaj jak motyl atakuj jak szerszeń. Dorzucona dygresja sprawiła że M. postanowił się temu przyjrzeć jednocześnie biorąc Sławka pod lupę. A mój współpracownik miał bardzo wiele do ukrycia. Jeśli chodzi o wspomniane żmije był on najmniej zjadliwą z możliwych.
Kiedy już M. wyjeżdżał z Wrocławia, powiedział mi puszczając oko
-Wiesz ciesze się że powiedziałaś mi o tej sprawie ze Sławkiem, dobrze że jest ktoś na kogo mogę w tej firmie liczyć, zatrudnienie Ciebie było jednym z lepszych wyborów...