Będzie to opowieść o chwilach ulotnych, trudach samotnego macierzyństwa, przyjaźniach, frustracjach, miłościach, negatywnych emocjach, marzeniach, codziennych refleksjach , podróżach i wszystkim co warte opowiedzenia. Będzie czasem wesoło i niepoważnie a czasem smutno i nostalgicznie. Indżoj :)

sobota, 15 grudnia 2012

Let's try from the beginning- part 2

Naturalnie w firmie wszyscy mówią do siebie "na ty", nieważne szef nie szef. M był szefem. Na co dzień siedział w warszawie, tylko czasem odwiedzał podległe mu oddziały.

" Ooo a co Ty tak często w Krakowie ostatnio robisz? Jakieś kontrole u nas przeprowadzasz, mamy się obawiać? " Sarkazm w głosie mojego kierownika i porozumiewawcze spojrzenie na mnie, wyraźnie poirytowało stojącego w drzwiach M. " No chyba mamy nowego pracownika do przeszkolenia" -odparł. "Ach no tak oczywiście… Ale to ja przecież tu jestem mogę GO przeszkolić" zawtórował kierownik chichocząc. Pracownik oczywiście czuł się przy tej dyskusji bardzo komfortowo no ale czegóż wymagać od środowiska "maszyn budowlanych"... No, może przesadzam, pewnie wymagać można różnych rzeczy.. ale z pewnością wrażliwość na kobiecą delikatność oraz ogłada do nich należeć nie powinna.
"A właśnie, Tula jedziesz na szkolenie do Warszawy po świętach" -rzucił krótko M w moją stronę nie mogąc ukryć lekkiego uśmieszku i błysku w oku. Opinia o M była taka, że lubił ładne kobiety i dobre samochody. Tyle wiedziałam na początek. Z czasem zobaczyłam, że medal ma dwie strony. Z jednej jest uwielbienie do robiącego wrażenie, szarmanckiego, z klasą, dobrze zachowanego gościa po 40stce , z drugiej ściszające się głosy kiedy wchodzę do pokoju a rozmowa jest o nim, pogłoski o wyrzuceniu nie potrzebnych już osób z firmy, a no i jeszcze to ...Podczas firmowej wigilii jeden z serwisantów na lekkiej bani podszedł do mnie i powiedział "Ty sobie nie myśl, że tu wszyscy tacy mili, uważaj na każdego jak chcesz przeżyć. Na tego swojego szefunia najbardziej... ale w sumie to na wszystkich, huje i tyle, tylko czekają żeby Cię na jakąś minę wpakować i będziesz płacić i płakać..." i sobie poszedł. Poczułam się jak w Monty Pythonie. Serwisant miał głos trochę w stylu Toma Waitsa, albo portowego pijaczyny, pracował 17 lat w firmie i znany był ze swej gburowatości. Mimo tego poczułam, że ręce pocą mi się ze strachu, (oczywiście powodem mogła być również zbyt duża mieszanka leków na wszystko, ale głównym motorem tego zjawiska mimo wszystko mógł by strach). Była 12 w nocy, rozejrzałam się dookoła, pozostali przy stole sami serwisanci i handlowcy, jakieś 10 chłopa w wieku 45+, ostatnia dziewczyna właśnie zwijała się do domu. Gruboskórny chichot i żarty na poziomie średniowiecznej speluny nagle głośniej zaczynały rozbrzmiewać w moich uszach. Wstałam od stołu i zamówiłam taksówkę do domu. W drodze początkowo rozważałam zasłyszane informacje, żeby dojść do konkluzji, że to zwykły pijak, który pewnie nie może znieść czyjegoś sukcesu, że jak będę miała oczy otwarte szeroko to nic mi nie grozi, no i że może na innych powinnam uważać, ale w M mam przecież naturalnego sprzymierzeńca…Jako, że stało się już regułą że z M wysyłaliśmy sobie masę smsów i dzwoniliśmy po kilka razy dziennie, również tego wieczora wysłałam mu :„ Dziwni są Ci ludzie tutaj, szkoda że już wyjeżdżasz, chyba tylko od Ciebie mogę się nauczyć czegoś pożytecznego i potrzebnego w tej pracy..” Telefon zadzwonił od razu mimo późnej pory „ Mam nadzieje, że sobie ze mnie nie żartujesz? Bardzo miło słyszeć, że i Ty dobrze się przy mnie czujesz. Musze Ci powiedzieć, że dawno tak nie odpoczywałem przy zwykłej rozmowie, Często wręcz czuję jakiś żal jak musimy się rozłączyć…”Och, oczywiście nie byliśmy dziećmi, wiedzieliśmy, że te proste sformułowania są celowe i prowadza do wiadomego. Ale ja przynajmniej, bardzo lubiłam wierzyć, że nie prowadzą, że ważne jest tu i teraz, a to co warte odnotowania to przyjemne podekscytowanie, poczucie że po 2 latach katorgi psychicznej nagle jest ktoś z kim można tak po prostu miło bez problemów spędzić czas. M był współczujący, wysłuchiwał chętnie moich historii ze złamanym sercem w roli głównej, sam jeszcze chętniej i z właściwym sobie dramatyzmem opowiadał o właśnie zakończonym, równie burzliwym związku…Byliśmy jak dwoje dobrych kumpli, jakbyśmy się znali naprawdę długo, jakbyśmy się rozumieli.. Bawiliśmy się, śmialiśmy i płakaliśmy, upijaliśmy się do nieprzytomności spędzając całe noce w krakowskich klubach, mieliśmy ten szczególny rodzaj więzi. A przecież to jest silniejsze niż chemia jaką od początku czuliśmy...




3 komentarze:

  1. weszłam i zostaję. jutro vol.3??? bo już nie mogę się doczekać i dodam, że nie czytuję takich treści, a tu mnie wciągnęło za gębę!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej jak mi miło:) dziękuję!! choć możliwe jest ze posty nie będą się pojawiać jakoś bardzo regularnie. zapraszam do polecania :). A posty z seri let's try...będą się pojawiać z założenia co drugi..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również nie mogę wysłać Ci prywatnej wiadomości :D, coś tu jest silniejsze od entera. iwaniuczka@wp.pl - pisz śmiało, a ja opowiem na Twoje komentarze do moich postów, jak tylko wyłuskam trochę czasu!

      Usuń