Nie jestem pewna czy przypadkiem zasadą pisania bloga nie jest
pisanie o rzeczach które zdarzyły się danego dnia, na bieżąco
etc. Dziś jednak nie chce pisać o tym co zdarzyło się dziś. Dlatego
aby zrobić co chce a zasady jednakowoż nie złamać zacznę tak: Poranek
przyniósł ze sobą promienie długo wyczekiwanego słońca, takie
same jak te które zawitały do mojego pokoju dokładnie cztery lata
temu. :) Te kilka dni, przechodzące zbyt płynnie w tygodnie miały na zawsze
bezpowrotnie i całkowicie odmienić mój los. Po zbyt długim i okropnie
wyczerpującym związku z patologicznym kłamcą, zdrajcą i jak się w
konsekwencji okazało psychopatą, byłam kompletnie pozbawiona
samoświadomości, poczucia własnej wartości i chyba trochę na chwile
rozumu. Całkowite rozchwianie emocjonalne doprowadziło do konieczności
zażywania leków na sen, na obudzenie z tegoż snu, na dobre samopoczucie i na
wyciszenie tego dobrego samopoczucia. W takim też
ogólnym rozpieprzeniu udałam się na pierwszą od miesięcy sensowną
rozmowę o pracę. W desperackim jej poszukiwaniu, jako świeży absolwent mało
znaczącego kierunku studiów, trafiłam do firmy R. Był grudniowy poranek,
ja- dopasowana biznesowa sukienka i żakiet, szpilki, kręcone rozpuszczone
włosy, idealny makijaż. Co tu dużo mówić byłam młoda, ładna, zgrabna, sexi i z
klasą. Cóż dziś nie wiele z tego zostało;). Ale wracając do tematu.
Przed rozmową
wymiotowałam dwa razy, czułam że jeżeli nie dostanę tej pracy to koniec, nie
będę miała za co żyć, nie będę miała możliwości udowodnić sobie albo raczej
przypomnieć że jeszcze do czegoś się nadaje.
Dziś postąpiłabym inaczej. Dziś nie poszłabym na tę rozmowę. Dziś
pojechałabym do Sudanu. Ale o tym innym razem.
Głęboki wdech
uśmiech na twarz, i wchodzę...Oczywiście wypadłam jak to ja zbyt dobrze. Na
tyle dobrze, że oczekiwania zawsze są zbyt wysokie, że późniejsze bycie
normalnym i przeciętnym jest zawodem dla drugiej strony. M. na rozmowie nie
mógł ode mnie odwrócić wzroku, dwaj pozostali "rekruterzy" w zasadzie
nie mieli znaczenia, on prowadził ja odbijałam. Przyjemny meczyk z iskrami przy
odbiciu każdej piłeczki. Tego samego dnia telefon od M. "Chciałem
przedstawić Pani wiadomość, iż podjęliśmy wspólnie decyzje
o zatrudnieniu Pani, dlatego spotkajmy się najlepiej jeszcze dziś na kawie, w
celu omówienia niezbędnych szczegółów. Pewnie się Pani zastanawia czemu na
kawie gdzieś w restauracji a nie w biurze, zatrzymałem się w hotelu w centrum i
nie chcę już wracać na drugi koniec miasta do biura." Rozmowa była
całkowicie nudna, jedyne o czym mogłam myśleć to to, że wreszcie mam pracę, a
ten wymienia mi skład zarządu opisując każdą osobę po kolei, opisuje
produkty... Ciekawi mnie czy naprawdę myślał, że od razu to zapamiętam,
może że zacznę notować. Uznałam to za mało znaczące "pitu
pitu" dla podkładki, że rozmowa ma charakter służbowy. Rzeczywiście miała,
poza kilkoma acz znaczącymi elementami. "Bardzo miło się przebywa w Pani
towarzystwie", nagłe rzucenie, że wybiera się na wieczór kawalerski
"oczywiście nie mój", że nie lubi takiego zgiełku że woli siedzieć w
domu z ukochaną osobą ( chyba mimo wszystko musiałam wyglądać na
naiwną podlotkę skoro pozwalał sobie na takie nieprofesjonalne teksty z nowo
zatrudnioną osobą). Oboje zdawaliśmy sprawę ze swojego uroku, oboje weszliśmy w
początkowo bardzo przyjemną ale niebezpieczną grę z samym sobą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz